wtorek, 23 września 2025

Okiem nacjonalisty: O kondycji ogólnie pojętego ruchu narodowego



    Obserwując otaczającą nas rzeczywistość dotyczącą polskiego nacjonalizmu, muszę niestety stwierdzić, że jego obecny stan jest katastrofalny. Nie wynika to z niedoskonałości samej idei – przeciwnie, dorobek intelektualny, który odziedziczyliśmy, jest piękny i głęboki. Problemem jest to, co dzieje się ze sztafetą pokoleniową. Wybitne postacie, takie jak Roman Dmowski, Zygmunt Balicki i inni, miały ogromny wkład w rozwój polskiej myśli narodowej. Pozostawiły po sobie solidne fundamenty ideowe. Szczególnie ważni byli tzw. „młodzi”, którzy w 1934 roku założyli ONR i dali życie narodowemu radykalizmowi – idei absolutnej i kompletnej. To właśnie oni przekazali nam, współczesnym nacjonalistom, olbrzymi owoc pracy intelektualnej, który powinniśmy wdrażać i realizować w polskim życiu społecznym i politycznym. Pominę tutaj tzw. fronty gaśnicowe czy postendeckie formacje (notabene luźno nawiązujące do protoplastów), które lawirują w systemie i biorą udział w teatrze dla mas. Za ich działalnością nie stoi nic poza populistycznymi hasłami mającymi nadać indywidualny charakter spektaklowi politycznemu III RP. Bardziej należy przyjrzeć się tym, którzy słowa „nacjonalizm” się nie wstydzą i używają go otwarcie. Niestety, także wśród osób utożsamiających się z ruchem narodowym – również w jego szerszym spektrum organizacyjnym – dostrzegalna jest podatność na współczesne trendy serwowane przez globalistyczne ośrodki wpływu.
Działalność wielu z nich ogranicza się dziś niemal wyłącznie do Internetu. Co gorsza, zamiast twórczości i pogłębiania refleksji, mamy do czynienia z życiem w wirtualnej rzeczywistości social mediów. Dominują obrazki, sesje fotograficzne, jałowe komentarze – czyli forma autoekspresji, która ma dawać poczucie spełnienia wobec idei i Polski (czasem nawet z cenzurowaniem twarzy i symboliki). To wszystko jest przejawem słabości i podatności na globalistyczną intrygę, również przez przejmowanie ich narracji.
Zamiast walki o Wielką Polskę – zbieranie śmieci „dla planety”, co bywa jednym z nielicznych przejawów realnej aktywności fizycznej. Czy następnym etapem będzie picie sojowego latte i przyklejanie się do asfaltu w obronie klimatu?
Innym niepokojącym zjawiskiem jest lenistwo intelektualne. Brakuje formacji duchowej, pracy nad sobą, pogłębiania wiedzy. Wiele osób balansuje na granicy systemu, będąc w nim „jedną nogą”, przez co nieświadomie go legitymizuje. Brakuje refleksji, rozeznania rzeczywistości – a efektem są teksty i publikacje, które stanowią stratę czasu, przejawiają marnotrawstwo intelektualne, a często są wręcz absurdalne w kontekście aktualnej sytuacji, w której znajduje się nasza Ojczyzna – de facto będąca Generalną Gubernią 2.0. Część twórczości pisemnej porusza zagadnienia rozwoju Polski w stanie jej podległości, przyjmując bezrefleksyjnie narracje systemowe – w tym również te dotyczące zagranicznych konfliktów, jak ten toczący się na wschód od RP. To bardzo szkodliwe zjawisko, szczególnie w kontekście społecznie bagatelizowanego zagrożenia, jakim jest banderyzm i inne czynniki poważnie zagrażające narodowemu bytowi Polaków. Czy jest to głupota, zła wola, czy może ograniczona percepcja poznawcza? Fundamentem polskiego nacjonalizmu jest katolicyzm – bez niego nie może istnieć ani nacjonalizm, ani sama polskość. Niestety, u niektórych widać proces marginalizacji wiary katolickiej, sprowadzania jej do roli podrzędnej, a w skrajnych przypadkach – wrogość wobec niej. Tego typu postawy stanowią tworzenie ideologii obcych polskiej duszy.
Opisane powyżej problemy nie wyczerpują całego zagadnienia, ale mają ogromny zasięg. Przede wszystkim są groteskowe i ośmieszają dorobek poprzednich pokoleń, a także samą ideę narodową w dzisiejszych realiach. Bogu dzięki, że wciąż są nacjonaliści wierni sprawdzonym wzorcom i metodom, prowadzący działalność zarówno w realnym świecie, jak i na poziomie intelektualnym. Niemniej, patrząc na obecny kryzys ruchu narodowego, narodowy przełom wydaje się dziś bardziej odległy niż jeszcze kilka dekad temu. Przyczyną są nie tylko trudne okoliczności zewnętrzne i silna pozycja wrogów Polski, ale również ignorancja, lenistwo, głupota i podatność tych, którzy powinni działać w szerokim spektrum dziedzin, by zbliżać nas do realizacji narodowego przełomu i urzeczywistnienia idei Wielkiej Polski.

czwartek, 4 września 2025

Św. Tomasz z Akwinu: O darze mądrości i głupocie duchowej

 


Mądrość, która jest darem Ducha Świętego sprawia poprawność sądu co do rzeczywistości boskich lub, zgodnie z zasadami Bożymi, innych – dzięki pewnemu pokrewieństwu czy jedności z rzeczami Bożymi. Jedność ta powstaje dzięki miłości. Dlatego mądrość, o jakiej tu mowa, zakłada obecność miłości w osobie. Otóż jak wiemy, miłość nie może współistnieć z grzechem śmiertelnym, wynika stąd, że podobnie i mądrość, o jakiej tu mowa, nie może współistnieć z grzechem śmiertelnym. …Jeśli /człowiek/ znajdzie sobie cel w zewnętrznych dobrach ziemskich, jego mądrość nazywać się będzie „mądrością ziemską”, jeśli w dobrach cielesnych, nazywać się „mądrością zmysłową”, jeśli w jakiejś wyniosłości, nazywać się będzie „mądrością diabelską”, ze względu na naśladowanie pychy diabła, o którym mówi księga Hioba 41,25 (Wulgata): „on jest królem wszystkich synów pychy”.

Według Augustyna, „mądrość jest poznaniem rzeczy boskich”. Lecz poznanie rzeczy boskich, które człowiek jest zdolny posiąść dzięki swoim siłom przyrodzonym należy do mądrości będącej cnotą umysłową, nadprzyrodzone zaś poznanie rzeczy boskich należy do wiary będącej cnotą teologalną. Mądrość, którą określa się jako dar różni się od mądrości będącej nabytą cnotą umysłową. Tę drugą bowiem nabywa człowiek własnym wysiłkiem, pierwsza zaś „z góry zstępuje”, jak mówi Apostoł Jakub, 3,15. Podobnie też różni się od wiary. Wiara bowiem przyjmuje prawdę Bożą taką jaką jest, ale już osąd, który dokonuje się dzięki światłu prawdy Bożej należy do daru mądrości. Dlatego dar mądrości zakłada wiarę, ponieważ, jak mowa jest w księdze I Etyki, ktoś może dobrze osądzać tylko te rzeczy, które zna.

Jak do pobożności, która dokonuje się w ramach kultu Bożego, należy to, by widzialnie ukazywać wiarę, bowiem poprzez kult Boży dajemy świadectwo wierze – tak i do pobożności też należy widzialne ukazywanie mądrości. Dlatego to mówi się, że „pobożność jest mądrością”. Tak samo z bojaźnią. Po tym bowiem można poznać człowieka, który ma prawy sąd o sprawach Bożych, że boi się i czci Boga.

Siódme błogosławieństwo właściwie przypisuje się darowi mądrości tak pod względem zasługi, jak i nagrody. Na zasługę wskazują słowa: błogosławieni ludzie pokoju (beati pacifici, por. Mt 5,9 /Wulgata/), przy czym ludźmi pokoju są ci, którzy czynią pokój bądź w sobie, bądź także w innych. W obydwu wpadkach dokonuje się to tak, że sprawy, w których ustanawiany jest pokój doprowadza się do należytego porządku. Gdyż, jak mówi Augustyn, pokój jest uspokojeniem wynikłym z porządku. Porządkowanie zaś należy do mądrości, jak tego dowodzi Arystoteles. A zatem to, iż ktoś jest człowiekiem pokoju słusznie przypisuje się mądrości. Na nagrodę zaś wskazują słowa: „albowiem synami Bożymi będą nazwani”. Miano synów Bożych odnosi się do ludzi, którzy uczestniczą w podobieństwie jednorodzonego i naturalnego Syna Bożego, zgodnie z Listem do Rzymian 8,29: których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Tego, który jest zrodzoną mądrością. A zatem zyskując dar mądrości, osiąga człowiek synostwo Boże.

Konsekwentnie należy zbadać zagadnienie głupoty, będącej przeciwieństwem mądrości, a uczynimy to w trzech punktach: 1. Czy głupota jest przeciwieństwem mądrości? 2. Czy jest grzechem? 3. Do którego grzechu głównego należy ją zaliczyć?

1. Łacińska nazwa głupoty zdaje się pochodzić od odrętwienia /stupor/. Izydor wyraża się co do tego, że „głupim jest człowiek, który ze względu w odrętwienie nie porusza się”. Głupota różni się od tępoty /fatuitas/, jak tamże mówi Izydor, gdyż głupota wnosi w serce rozleniwienie /hebetudo/, a w zmysły otumanienie, tępota zaś całkowicie pozbawia człowieka zmysłu duchowego. Zatem słusznie przeciwieństwem mądrości jest głupota /ogłupienie/. Człowiek bowiem mądry, jak tamże powiada Izydor, „nazwany jest takim od smaku, bo jak zmysł smaku jest zdolny rozróżnić smak potraw tak mądry wyczuwa różnicę w rzeczach i przyczynach”. Z tego bierze się wniosek, że głupota przeciwstawia się mądrości przez sprzeczność z nią, natomiast tępota jest prostym brakiem mądrości. Bo człowiek tępy pozbawiony jest zmysłu sądzenia, natomiast głupi ma ten zmysł, ale w stanie rozleniwionym, gdy u mądrego zmysł ten działa dokładnie i przenikliwie.

2. Głupota oznacza jakieś odrętwienie zmysłu w sądzie, zwłaszcza co do przyczyny najwyższej, będącej celem ostatecznym i najwyższym dobrem. Odnośnie do niej w sądzeniu może ktoś podlegać odrętwieniu dwojako: albo w wyniku przyczyn organicznych, co zachodzi u ludzi chorych umysłowo, taka głupota nie jest grzechem. Albo w wyniku pogrążenia przez człowieka swego zmysłu w rzeczach ziemskich, przez co jego zmysł staje się niezdolny do pojmowania rzeczy boskich, zgodnie z 1 Listem do Koryntian 2,14: „człowiek zmysłowy nie pojmuje tego, co jest z Ducha Bożego”. Jest z tym podobnie jak z człowiekiem, któremu nie smakują rzeczy słodkie, bo jego zmysł smaku doznał zepsucia. Tego rodzaju głupota jest grzechem. Wprawdzie nikt nie chce być głupim, to jednak chce tego, co do głupoty prowadzi, mianowicie oderwania swego zmysłu od rzeczy duchowych i pogrążenia go w ziemskich. To samo zachodzi w innych grzechach. Bo przecież rozpustnik chce przyjemności ściśle powiązanej z grzechem, chociaż przecież nie chce wprost grzechu jako takiego, chciałby bowiem zażywać przyjemności bez popełnienia grzechu.

3. Głupota jako grzech bierze się z tego, że zmysł duchowy doznaje rozleniwienia, w wyniku czego nie jest on gotowy do rozsądzania rzeczy duchowych. Najbardziej zaś zmysł człowieka pogrążany jest w rzeczach ziemskich poprzez rozpustę, dającą największe doznania rozkoszy, które duszę najbardziej pochłaniają. Dlatego głupota jako grzech najbardziej rodzi się z rozpusty.

Głupota sprawia w człowieku obrzydzenie sobie Boga i Jego darów. Tak więc Grzegorz wylicza między córkami rozpusty dwie rzeczy przynależne do głupoty: „znienawidzenie sobie Boga i zniechęcenie w stosunku do życia przyszłego”, czym jakby dzielił głupotę na dwie części.

Apostoł mówi w 1 Liście do Koryntian 3,19: „mądrość tego świata jest głupstwem u Boga”. Lecz, jak mówi Grzegorz, „mądrością świata jest skrywanie /zamiarów/ serca za pomocą podstępów”, czyli dwulicowość. Słów Apostoła nie należy rozumieć przyczynowo, lecz istotowo, gdyż mądrość tego świata sama w sobie u Boga jest głupotą.

Gniew, jak powiedziano wcześniej, swą ostrością najbardziej zmienia naturę ciała. Dlatego jest największą przyczyną tej głupoty, która bierze się z przeszkody mającej charakter cielesny. Natomiast głupota, której powodem jest przeszkoda duchowa, to znaczy pogrążenie umysłu w rzeczach ziemskich, najbardziej bierze się z rozpusty, jak to już zostało powiedziane.

św. Tomasz z Akwinu

wtorek, 2 września 2025

Adam Doboszyński: Elita narodowa czy lokaje międzynarodowego kapitału?

    


    Mówiąc nawiasem trzy razy w ciągu dziesięciu lat te same czynniki tymi samymi metodami narzuciły narodowi polskiemu “wodza”. Pierwszym był Rydz – Śmigły, drugim Sikorski, trzecim Mikołajczyk. Kto będzie następnym? Metoda ta działa tak sprawnie, że można zostać “wodzem narodu” w dwa lata z byle kogo, czyje zdolności wyrastają choć trochę ponad przeciętną. Nie potrzeba zasług, wystarczy propaganda. W tym miejscu nasuwa się dygresja: dlaczego – słyszy się u nas tak często biadanie – nie stać naszego narodu na przywódców naprawdę wielkich, jakich miewają inne narody? Dlaczego miewamy tylko rozreklamowane miernoty? Dlaczego nasz “Główny tysiąc” polityczny i wojskowy zwykł się składać przeważnie z ludzi o słabych charakterach, niedouków i pyszałków? Czyżbyśmy mieli jakąś organiczną wadę, jakiś biologiczny defekt uniemożliwiający wyłonienie przywódców naprawdę wartościowych? Pytanie to niezmiernie doniosłe, a odpowiedź na nie – choć ogółowi Polaków nieznana – nie wydaje się trudna. Oto od paruset lat zarówno nasze życie gospodarcze było w ręku czynników obcych, jak i nasze jednostki przywódcze zorganizowane były w związkach tajnych, kierowanych spoza naszych granic i zmuszanych – ze względu na swój antykatolicki charakter – lawirować bardzo umiejętnie, by nie wypuścić cugli z rąk w społeczeństwie z gruntu katolickim. W ten sposób nad społeczeństwem naszym rozpięta była – i jest nadal – sieć, przez którą nie przebije się w górę żadna jednostka, choćby największych zdolności, o ile nie będzie dawała gwarancji powolności względem czynników wszechpotężnych, które w wielu wypadkach sabotują interes narodu. Rządzenie jest sztuką i do rządów wymagana jest długa zaprawa, trening żmudny i cierpliwy, trwający lat dziesiątki; temu, kto go nie przejdzie, nie pomogą najwybitniejsze zdolności. Jakże zaś łatwo czynnikom, rządzącym danym społeczeństwem, uciąć w zarodku karierę młodego człowieka, który im nie odpowiada, nie zezwolić mu włożyć stopy w przysłowiowe strzemię? Czyż ludzie tacy jak Oleśnicki, czy Richelieu, Cavour, Bismarck czy Churchill mogliby byli przejść długą zaprawę, uzdatniającą ich do władzy, gdyby w ich ojczyznach cały mechanizm krążenia elit i kształtowania rządzących nastawiony był na puszczanie w górę wyłącznie tylko ludzi o oportunistycznym charakterze i miękkim karku, a spychanie w dół ludzi twardych i hartownych? Bywa zresztą, że przy takim systemie wydostanie się na wierzch trochę ludzi wartościowych, ale w jakimże stanie deformacji? Twarda konieczność nauczy ich nie liczyć na siły własne i na siły własnego narodu, ale szukać poparcia u szafarzy tajnego awansu i międzynarodowego kapitału, choćby ich cele nie pokrywały się bynajmniej z celami społeczności, której ich pupile mają przewodzić.

Adam Doboszyński